
Mewa porwała rybę prosto z talerza. Turystka usłyszała: „to nie nasza wina"
Mewa porwała rybę prosto z talerza. Turystka usłyszała: „to nie nasza wina”. A co Wy na to?
Napisała do nas Pani Ania z Kielc, by podzielić się przygodą, jaka spotkała ją podczas niedawnego urlopu nad morzem.

Oto jej historia:
Mewa porwała rybę prosto z talerza
Wakacje nad morzem to nie tylko plażowanie i słońce, ale też chwile, które zapamiętamy na długo. Czasem jednak w roli głównej nie występuje piękny zachód słońca czy idealnie wysmażona flądra, lecz… mewa. A mewy, jak wiadomo, to ptaki z charakterem i wyjątkowym apetytem.
Pewna turystka, która wybrała się do nadmorskiej restauracji, przekonała się o tym na własnej skórze. Zamówiła świeżą rybę, usiadła przy stoliku na tarasie, cieszyła się widokiem na morze i już miała wbijać widelec w pierwszego kęsa, kiedy nagle – jak błyskawica – zleciała mewa i porwała główną atrakcję obiadu prosto z talerza.
„To nie nasza wina”
Zszokowana klientka zwróciła się do obsługi, licząc na zrozumienie i może na nową porcję ryby. Jednak zamiast słów pocieszenia usłyszała: „to nie nasza wina”. I tyle.
I tu zaczyna się ciekawa dyskusja. Czy restauracja powinna była podać nowe danie, traktując to jako coś w rodzaju „wypadku przy pracy”? Czy może miała rację – w końcu to nie kelnerzy tresują mewy, a ptaki żyją swoim życiem i trudno winić restauratora za ptasi napad?

Restauracyjny paragraf na mewę?
Z jednej strony klientka ma prawo czuć się poszkodowana. W końcu zapłaciła za obiad, a zamiast ryby dostała widowisko w stylu „National Geographic”. Na wakacjach raczej nie chodzi o to, żeby się bić o jedzenie ze skrzydlatymi rabusiami.
Z drugiej strony – właściciel restauracji może rozłożyć ręce. To tak, jakby ktoś domagał się zwrotu pieniędzy, bo podczas obiadu przyszedł deszcz albo zerwał się wiatr. Natura rządzi się swoimi prawami, a mewy nad morzem to przecież codzienność.
A może złoty środek?
Może najlepszym rozwiązaniem byłby kompromis? Nowa ryba – ale mniejsza, symboliczna, jako gest wobec klientki. Albo kawa czy deser w gratisie, żeby choć trochę osłodzić smak straty. To drobiazg, który pewnie kosztowałby restaurację mniej niż negatywna opinia w internecie, a klientce poprawiłby humor i pozwolił opowiadać tę historię znajomym już z uśmiechem.
Bo jedno jest pewne – opowieść o „mewie złodziejce” i tak trafi na Facebooka, TikToka albo do rodzinnych anegdot. Pytanie tylko, czy w roli bohatera drugoplanowego wystąpi sympatyczna obsługa, czy raczej restauracja z etykietką „brak empatii”.

Co Wy na to?
Czy restauracja powinna podać nowe danie, czy nie? A może wystarczy symboliczny gest? Napiszcie w komentarzach – bo kto wie, może już jutro to Wasz obiad stanie się ofiarą skrzydlatych piratów z plaży.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Opisz ją w mailu: kontakt@granicespoleczenstwa.pl
Przeczytaj również:
Koty domowe, ich zwyczaje i odpowiedzialność wobec tych, których nikt nie głaszcze
Foto Pixabay, Pexels. Kancelaria prezydenta, Wikipedia.





